O tym skąd wziął się pomysł na "bycie" dziennikarzem opisującym konflikty zbrojne ale nie korespondentem wojennym, opowiadał Wojciech Jagielski podczas spotkania z czytelnikami w Jarocinie.
Korespondent wojenny powinien znać się na wojskowości, odczytywać specjalistyczne mapy, oceniać sytuację bojową itp. Dziennikarz, który relacjonuje wydarzenia toczące się podczas wojny, nie ma takich kompetencji. Ma zadanie do wykonania - przekazać opis sytuacji, napisać reportaż, wysłać depeszę. Oczywiście często odbywa się to z narażeniem życia, ale o tym się nie myśli. Wojciech Jagielski podkreślał, że na szczęście ma w sobie siłę oddzielania pracy od życia rodzinnego. Gdy wyjeżdża w trudne i niebezpieczne miejsca koncentruje się właśnie na wykonaniu zadania, spotkaniu się z ludźmi, opowiedzeniu historii. Gdy wraca wszystko czego doświadczył zostawia za progiem. Choć przyznał, że jego praca ma wpływ na członków jego rodziny.
Zwracał uwagę też, że wszystkie jego podróże dają mu poczucie równowagi i łapania odpowiednich życiowych proporcji. Będąc świadkiem ludzkich tragedii - śmieszne okazują się nasze problemy, ludzi żyjących w pokoju.
Podczas pytań od uczestników spotkania można było się dowiedzieć, że facynuje go Republika Południowej Afryki, nie nosi kamizelki kuloodpornej, żałuje, że nie zna języka perskiego, a taksówkarze na lotniskach zawsze na niego czekają.
Nigdy nie myślał, że zostanie pisarzem, ale zebrany materiał podczas każdej podróży jest tak bogaty, że właściwie książka sama się pisze - należy tylko dobrać odpowiedni klucz i gotowe. I choć opisuje historie ludzi spotkanych podczas swoich wypraw, każda książka mówi też coś o nim.
Praca, która wzięła się z pasji
Spotkanie z Wojciechem Jagielskim